Wiersze miłosne
Anioł Amedeo Modiglianiego - Jeanne Hebuterne
Amedeo Modigliani - Akt leżący 1918
My love
I was waiting for you...
I met you ...
I fell in love with you...
I touched you...
I caressed you...
I kissed you...
I went crazy...
I went mad...
I didn’t understand...
I hurt you...
I offended you...
I humiliated you...
I left you...
I ran away...
I cheated...
I made you sad...
You cried...
You sufferred...
You left...
You looked...
You forgave
You didn’t forget...
You chose...
You stayed...
Amedeo Modigliani - Akt leżący z rękami skrzyżowanymi 1917
A glass of wine
You met him in the cafe...
You left with him...
You had a glass of wine...
You said that you were just cold...
Amedeo Modigliani - Siedzący akt kobiecy 1916
Kisses
Eyes closed...
Trembling lips...
Bitter sweetness...
Fingers scratching till bleeding ...
Amedeo Modigliani - Akt siedzący 1917
Pleasures
Shivers running through the spine ...
Breasts swollen with pain ...
Sweat drops on temples ...
Hands screaming with love ...
Amedeo Modigliani - Akt siedzący na kanapie 1917
Nudity
Your messy hair...
Eyes warm and tender
Breasts shivering from the heat...
Your hips observing ...
Amedeo Modigliani - Akt siedzący 1917
Such picture
Tram pulled over at the stop...
Your eyes with my eyes...
Your warmth kept with mine...
Your breasts with my breasts...
Amedeo Modigliani - Jeanne Hebuterne
The Lake
Your body smelling with herbs...
Still shaking...
And your blouse rested just there on flowers ...
And the wind cought it...
Sand grains calling...
Amedeo Modigliani - Patrząca przez prawe ramię
Homecoming
Your feet touched mine ...
Your hands grabbed mine ...
The wind took us to the stars ...
And your tears tasted bitter...
Amedeo Modigliani
Morning
Dew drops rested on your lips ...
Sunbeam cuddled your breasts ...
Rising mist has wrapped you with its arms ...
The butterfly’s reflection in your eyes ...
Amedeo Modigliani - Akt leżący
Bath
The river scared of your scream ...
The fish embarrassed by your nudity ...
Flying heron observing, astonished...
Soaring hawk unable to stop watching...
Amedeo Modigliani
Love
Love is like a wind-blown hair...
Love is like eyes looking with sadness ...
Love is like lips trembling with pleasure...
Love is like breasts torn by the breath...
Love is like hips waving with sin ...
Love is all sadness, cry and sufferring ...
Love is betrayal, departure and return...
Love is the time of long night conversations ...
Love is the silent scream: don’t leave but stay
Love is...
Amedeo Modigliani - Nago na niebieskiej poduszce 1884
Night
Dark and silent night came ...
Seconds like hours...
Squeak of the doors in the morning ...
The sound of steps on the stairs...
The sound of a key was the sound of hope ...
Amedeo Modigliani - Wielki akt
The look
Rocky Mountains revealed themselves...
Your eyes... your smile...
Love or infatuation...
Or maybe security and closeness ...
I could see happiness and peace...
And your face as a tear coming down my face ...
Amedeo Modigliani - Portret kobiety w kapeluszu
Desire
At night, the wind caresses your hair lazily
Your lips opened with silence
My eyes wanting your body
And hands wanting your shapes
Searched for in vain
Our bodies as shamelessly tangled tree branches
The touch of your hand – the shiver like grains of sand
Your warmth and smell – your breath and look
And the dark night is silent while asking for more ...
Flowers and grass touch you with their arms
Feet covered with moist and warm due
The sun rays embrace you gently, with care
Butterflies and dragonflies seek shelter in your hair
Your body flashing like the fire of lightning over the horizon
To cuddle with you just for a tiny moment
To look into your eyes, imbued with depth
To touch your breast, still shiverring with warmth
To learn the shape of your hips painted with beauty
Amedeo Modigliani - Akt siedzący z naszyjnikiem
A Dream
The night covers you with the shawl woven from the starlight
You smile
Your eyes slightly opened, shining and sad
You cuddle to your pillow, so tiny and voulnerable
You squeeze the cotton duvet with your knees
Your hips half exposed
Looking with glow
Amedeo Modigliani - Akt leżący II
I do not know...
What love is ...I do not know myself...
Care...trust...
A glimpse...or maybe a smile...
Caresses in the dark ...
A smell of a dinner...
A request... an argument...and longing...or hanging over a towel...
A smell of two bodies...swinging hips...
Parting ... homecoming ... faith and hope ...
Sadness and longing ... a photo on the table ...
The sound of a ringing phone ... or its silence ...
I do not know...
Amedeo Modigliani
Longing
I dream of you far to often
I’m thinking...looking...remebering...
I still want to love you...
To feel, to touch, to kiss...
Autumn again outside the window...I lost count...
Our bodies as those red leaves falling...
Amedeo Modigliani - Akt
The End
Mornings can be cool and nights can get warm ...
How much is behind us ... and how much yet to come ...
Sadness, suffering, longing ...
Laughter, cigarette and coffee ...
And our hands seeking each other in darkness...
Anioł Amedeo Modiglianiego - Jeanne Hebuterne
Obrazy Amedeo Modigliani
To było sierpniowe popołudnie. Kręciłem się wokół domu. Na chwilkę przysiadłem na progu i zapaliłem papierosa. Po niebie przewalały się biało-różowe baranki. Przymknąłem powieki i popadłem w kojącą drzemkę. Po krótkiej chwili usłyszałem głosy-tato, tato chodź, mamy dla was prezent. To były dzieci, które pojawiły się nagle i szybko sprowadziły mnie na ziemię. Trzymały w rękach małe, kartonowe pudełko, z którego dochodziło jakieś szemranie .Oczy moje zrobiły się duże, ponieważ ujrzały coś, co przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Przez głowę przelatywały mi różne myśli z prędkością światła. Szczeniak. Duży. Znaczy będzie ogromnym psem. Co to za rasa ? Byleby nie agresywna bo będą kłopoty. Kim byli rodzice? Oj, ciężko, ciężko. Patrzyłem na biało-czarną kulkę, która nieporadnie próbowała pokonać kamienne schody. A kiedy już się to jej udało. poczłapała do pokoju i schowała się pod tapczanem w najodleglejszym kąciku. Westchnęła głęboko i zamknęła oczy. To był Forest. Od tej chwili moje życie rozpoczęło się od nowa i nigdy nie przypuszczałem, że ten pies stanie się moją najprawdziwszą miłością.
Miejsce urodzin Foresta-Konieczna
Malutki Forest
Malutki Forest
Przyszedł czas powrotu do Świdnika. Forest zamieszkał z nami w mieście i od tego momentu, musieliśmy uczyć się razem pokonywać trudy codzienności. Z małej, puszystej kulki przeistoczył się w niepowtarzalnej urody psa. Przyszła jesień, ze wszystkimi swoimi kolorami a potem zima. Pierwszy śnieg. To była jego pora. Pokonywaliśmy dziesiątki kilometrów, zostawiając na śniegu ślady – człowieka i psa. Kochał śnieg-zajadał go z przyjemnością i w tym czasie nie pił w ogóle wody. Kiedy chodziliśmy po lesie szukał śladów zwierzyny a kiedy znalazł coś interesującego wkładał nos w śnieg i wciągał powietrze przez kilka minut.
Wakacje spędzaliśmy w górach. To był jego świat. Zabawy z krowami. Długie wycieczki po bukowych lasach. Rzeka, w której stał godzinami w upalne dni. Miałem takie wrażenie, że niechętnie wracał do miasta. Ciężko go było „zapakować”do samochodu. Nikt z nas nie wiedział co może zdarzyć się za kilka lat. A życie nasze potoczyło się niezwykle burzliwie i oto zamieszkaliśmy w górach na stałe.
Był rok 2006-umarł mój ojciec, którym opiekowałem się blisko 10 lat .Zdecydowałem się przejść na emeryturę a ponieważ Ula, wyjechała do Irlandii, postanowiłem przenieść się na stałe do Bodaków. Tak też się stało i oto pewnego wrześniowego poranka razem z Forestem zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Po kilku tygodniach Forest zrozumiał, że już stąd nie wyjedziemy. Osiągnęliśmy pewną stabilizację i wiedzieliśmy w jaki sposób będziemy spędzać kolejne godziny każdego dnia. Po nocnej drzemce rano wyruszaliśmy na długi spacer. Kiedy przeprawiliśmy się przez rzekę, wchodziliśmy na ogromne łąki, poruszając się cały czas pod górę. Potem wchodziliśmy do lasu by po kilku chwilach rozpocząć zejście do doliny gdzie na Foresta czekała zimna i smaczna woda. Lubił chodzić w góry. Siadał na pewnej wysokości, skąd mógł obserwować ogromny teren. Mrużył oczy, unosił głowę w górę i wciągał powietrze badając co mu przyniesie wiatr .Schodzenie w dół było swego rodzaju rytuałem gdyż Forest rozpędzał się a następnie wykonywał nurka i "jechał" po trawie dobrych kilka metrów .Po takim spacerze zasypiał jak niemowlę. Chrapał i przebierał nogami. Zapewne wspominał we śnie swój ostatni spacer. W upalne dni znalazł sobie miejsce pod werandą i tam w wilgoci i chłodzie drzemał do popołudnia.
Pierwsze spacery po łąkach
Nurkowanie w trawie
Wieczorem i w nocy zachowywał się zupełnie inaczej niż w dzień. Zrozumiałem to po dobrych kilku tygodniach. Kiedy słońce chyliło się nad horyzontem, Forest chodził po wszystkich zakamarkach i obszczekiwał cały świat. Trwało to mniej więcej do północy kiedy zmęczony ciągłym ujadaniem szykował się do snu. Spał wszędzie ale chyba ulubionym jego miejscem była mała sień przed wejściowymi drzwiami. Leżał tam z pyskiem opartym na wysokim progu i z nieobecnym wzrokiem ale jednocześnie czujnym, drzemał wśród wszechobecnego szmeru strumienia.
Listopad przywitał nas śniegiem i od tej pory Forest po trudach dnia codziennego zasypiał w pokoju, rozkoszując się ciepłem kominka. Późno w nocy wychodził do swojej ulubionej sionki.
Czasami śpimy w taki sposób
Przed zaśnięciem
Pewnej listopadowej nocy Forest obudził mnie drapaniem do drzwi. Był jakiś niespokojny. Problem polegał na tym, że ja też byłem niespokojny bo nie ma dla mnie większej tragedii jak pobudka w środku nocy. Kręcił się, podawał mi łapę, wchodził na strych ale kiedy spadł ze schodów i porozbijał słoiki z kawą i herbatą, miarka się przebrała. Został karnie usunięty z domu i resztę nocy spędził na dworze. Rano jak zawsze przyszedł do domu i już przez cały dzień go nie opuszczał. Następnego dnia spotkałem sąsiada, który poinformował mnie że w nocy przez Bodaki przechodziły wilki. Kiedy usłyszałem te słowa krew uderzyła mi do głowy. Nie wiedziałem w jaki sposób mam spojrzeć Forestowi w oczy. Próbowałem z nim rozmawiać ale miałem wrażenie, że ma do mnie ogromny żal. Trwało to kilka dni i wreszcie pewnego wieczora przyszedł do mnie ze swoją skarpetą, prosząc o zabawę. Wszystko zatem wróciło do normy.
Jesień 2006
Kontakt wzrokowy z psem to odrębna historia. On leży i drzemie ale od czasu do czasu otwiera powieki i sprawdza gdzie ty jesteś i co robisz. Bardzo często zacząłem "łapać się" na takim samym zachowaniu. Podczas wykonywania tych tysięcy drobnych rzeczy, tych codziennych, co jakiś czas spoglądałem w stronę psa i wtedy nasze spojrzenia spotykały się. Takiej chwili nie da się opisać żadnymi słowami.
W tym roku Forest skończył 5 lat. Jest spokojniejszy, rozważny. Nie reaguje tak spontanicznie na wszystkie nowinki. Trochę chorujemy ale staramy się zgłębiać tajniki choroby. Nadchodzi jesień i zima a przecież to jego pora.
Ta choroba to bardzo dziwna i trudna sytuacja. Dwóch niezależnych lekarzy zasugerowało neurodermatozę. Nigdy w życiu nie przypuszczałbym, że coś takiego może dotknąć psa i że w taki sposób się objawia. Co można zrobić z nadwrażliwym psem. Czego mu brakuje bądź czego ma za dużo. Albo inaczej-kogo mu brakuje czy też kto mu przeszkadza. Przywołuję w pamięci wszelkie wydarzenia, które mogłyby mieć wpływ na psychikę Foresta ale to studnia bez dna. W takiej sytuacji nie sposób skojarzyć jakieś fakty, które dla Foresta byłyby stresujące. Trudno, będziemy dalej przyglądać się rozwojowi choroby i być może kiedyś doznamy jakiegoś olśnienia. Myślę, że Forest mówi mi o swoich kłopotach ale ja nie potrafię go zrozumieć.
Wrzesień przywitał nas upałami. Kłapciuch śpi bardzo długo. Nie chce chodzić na dłuższe spacery. Często przystaje, siada i patrzy się gdzieś daleko na lasy i pola. Myślę, że te leki, które teraz dostaje, nie działają na niego zbyt pozytywnie. Jest jakiś ospały, ma szybki oddech i częściej przytula się do mnie. Został nam jeszcze tydzień a poprawy nie widać. To bardzo trudna choroba a leczenie odbywa się po omacku. Wierzę jednak, że przyjdą dni kiedy wszystkie łapy Foresta będą piękne i zdrowe.
Kuracja jest zakończona ale poprawy nie widać. Dzisiaj rozmawiałem z lekarzem. Powiedział, że jest jeszcze jeden lek z innej grupy ale sam już nie wiem czy truć Foresta dalej.
Zrobiła się piękna jesień. Dni są upalne ale noce chłodne. Dzisiaj pierwszy raz od wielu miesięcy byliśmy z Forestem na długim spacerze – tak jak w zimie doczłapaliśmy do Bartnego.
Śmiejący się Forest
Wieczory to pieszczoty. Forest potrzebuje kontaktu z człowiekiem. Kiedy siada koło mnie to musi dotykać mnie swoim ciałem. Bardzo lubi jak się go głaszcze i „tarmosi”. Po pewnym czasie przewraca się na plecy, wywala jęzor z lubością i uśmiecha się. Ciekawe, że podczas tych pieszczot musi dotykać mnie jedną z tylnych łap. Czuje się wtedy bezpieczny. Czasami musi trzymać w pysku mój palec. Przyznaję, że nie zawsze potrafię zrozumieć jego zachowanie. Podczas zabawy potrafi dosyć mocno zacisnąć zęby, zwłaszcza kiedy trzyma moją rękę ale nie zdarzyło się jeszcze za mocno.
Kiedy zapadał wieczór poszedłem nad staw. Siadłem na pieńku i zapaliłem papierosa. Wsłuchiwałem się w muzykę nadchodzącej nocy. Forest przyszedł do mnie i wtulił się w moje nogi. Siedzieliśmy tak dobre pół godziny. Forest unosił uszy od czasu do czasu i wyłapywał dźwięki, które rozlegały się gdzieś nad polami ale dla mnie oczywiście były niesłyszalne.
Połowa października. Nagłe załamanie pogody i przyszła prawdziwa zima. Rzec by można zasypało nas. Drzewa pod ciężarem mokrego śniegu łamały się jak zapałki. Dużo roślin zniszczonych, głównie krzewów, którym ciężki śnieg połamał gałązki.
Forest uwielbia śnieg i kiedy temperatura spadła do 3 stopni poniżej zera był w siódmym niebie. Jednak jego radość nie była pełna ponieważ śnieg osuwający się z dachu wprawiał go w duże zakłopotanie i strach. Tak więc Kłapciuch szukał nocami pocieszenia u swej Pani i brak snu stał się naszym podstawowym problemem.
Na szczęście po trzech dniach przestało padać ale zima rozkwitała w pełni. Znowu powróciły spacery do Bartnego i zajadanie się śniegiem.
Tak, tak to mój przysmak
Bierzemy nowe leki ale łapa nie chce poddać się kuracji. Na szczęście Forest nie jest zakłopotany i wygląda na to, że rany na łapie nie dostarczają mu bólu ani cierpienia.
Zimowa przygoda trwała kilka dni. Śniegi już stopniały ale gdzieniegdzie wyrastają jeszcze białe, kopiaste górki. Całe szczęście ponieważ śnieg jest stałym i nieodzownym pokarmem Foresta.
Dzisiaj ciepły dzień ale bardzo wietrzny. Nocny spacer z Forestem przy bezchmurnym niebie usianym gwiazdami. Forest lubi wieczory i noce. Najpierw bardzo długo siedzi przy domu i bada okolicę. Dopiero gdy jest pewny, że nie ma żadnego zagrożenia pomalutku udaje się na krótką wycieczkę.
Coraz częściej Forest drzemie w sionce przed wejściem do domu. To chyba jego ulubione miejsce. Leży na boku z głową opartą na progu. Kiedy wychodzę na papierosa i siadam obok niego zaczepia mnie łapą, domagając się głaskania. Wtedy moja dłoń dotyka jego głowy a on wzdycha głęboko, mruży oczy i pochrapuje.
Coraz więcej wieści dochodzi do nas o wilkach. Już niedługo powinny pojawić się w Bodakach. Od kilku dni są widywane w Bartnem.
Dzisiejszy spacer zakończył się dla nas tragicznie. Forest został pogryziony przez dwa duże psy. Był na smyczy. Nie mogliśmy nic zrobić. Szliśmy jak zwykle drogą w stronę szkoły. W pewnym momencie zauważyłem dwa psy, które przeskoczyły ogrodzenie i pędziły w naszą stronę z jednoznacznym zamiarem. Chciałem odpiąć Foresta ale nie zdążyłem. Jeden z nich, podobny do Foresta ale mniejszy, chwycił go w okolice gardła i nie chciał puścić. Drugi w tym czasie gryzł Foresta po łapach. Kiedy Forest został przewrócony na grzbiet uznałem to za bardzo niebezpieczne i użyłem swojej siły. Na szczęście udało się. Krew sączyła się z tylnych łap Foresta. Był przestraszony i strasznie smutny.
Forest pogryziony
Nastały ładne, słoneczne dni. Woda w rzece opadła i dzisiaj po raz pierwszy od wielu miesięcy wybraliśmy się z Forestem na łąki. Kłapciuch biegał zadowolony i tylko od czasu do czasu spoglądał w moją stronę, sprawdzając gdzie jestem i czy wszystko jest w porządku. Zawsze jak idziemy za rzekę nurkuje w trawach i tarza się. Chyba jest bardzo zadowolony.
Zbliża się połowa listopada. Jest mokro, bez przerwy pada deszcz ze śniegiem. Forest całe dnie przesypia i tylko wieczorami wychodzi na krótkie spacery po okolicy.
Każdego ranka budzi się z nadzieją, że to już koniec deszczów. Nic jednak nie wskazuje na poprawę pogody. Musimy uzbroić się w cierpliwość i czekać.
Forest wyrasta na statecznego, dumnego psa. Jest takie powiedzenie, że pies upodabnia się do swojego właściciela. Myślę, że jest w tym dużo prawdy ale takie stwierdzenie jest zbyt powierzchowne. Rasa psa to jedno a charakter to drugie. Border collie nie będzie psem spokojnym, cierpliwym ale ciągle będzie pracował, czegoś szukał, będzie stawiał sobie nowe wyzwania. Jeżeli jego pan będzie spokojny, mało aktywny to w tym miejscu nastąpi konflikt. Pies nie upodobni się do swojego pana bo jego instynkty będą silniejsze. Myślę, że spotkanie z psem, swoim towarzyszem odbywa się po części w sposób intuicyjny. Oczywiście pies uczy się życia z ludźmi, obserwuje, w końcu wie jakie zachowania są pożądane, czego się od niego oczekuje. Jednak czasami, pomimo takiej wiedzy instynkty biorą górę.
Faktem jest, że Forest jest psem, który w pełni spełnia moje oczekiwania. Jest podobny do mnie i stąd być może pojawiła się wzajemna akceptacja. Doskonale wie w jaki sposób przebiega każdy dzień. Jeżeli nie wykonuję jakiejś czynności, która w tym czasie powinna nastąpić stara mi się o tym przypomnieć. Robi to jednak bardzo delikatnie, nie jest zbyt nachalny. Przypomina mi o spacerze, o tym, że zbliża się pora jedzenia ale najbardziej czeka na wieczorne pieszczoty. Kiedy cały dzień przebiegał zgodnie z jego oczekiwaniami zadowolony i spełniony oddaje się nocnemu wypoczynkowi. Ktoś powie, że takie życie przewidywalne nie jest ciekawe. Ja myślę jednak inaczej. Spokój, cierpliwość i pokora wobec nieuniknionego, daje poczucie prawdziwego życia.
Jakiś czas temu wybudowano obok naszego domu drogę, taką kamienistą ale ładną. Dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że Forest ma wreszcie swoją drogę. Wieczorami siada na niej i patrząc w ciemności wyłapuje różne dźwięki dochodzące z oddali.
Pamiętam jak zawsze próbował leżeć na drodze asfaltowej doprowadzając mnie do białej gorączki. Teraz ma swoją drogę.
Spacery z Forestem nabrały nowej jakości. Bardzo często z wiadomych tylko sobie względów znajduje miejsce, w którym przysiada. Obserwuje świat z bardzo dużej perspektywy, chwytając jednocześnie powietrze w nozdrza. Można powiedzieć, że pies upodobnił się do swojego pana, który też lubi patrzeć na świat. Jednak należy pamiętać, że Forest jest w jakiejś części psem pilnującym. A zatem jest to jego praca i akurat takie zachowanie znajduje u mnie pełną akceptację.
Forest w pełni księżyca
Listopadowe wieczory nastrajają mnie i Foresta, swego rodzaju melancholią. Zauważyłem, że w tych dniach Forest potrzebuje częstszego kontaktu ze mną. Kiedy siadam na progu przed domem, kładzie swoją głowę na mojej nodze i zasypia, pochrapując od czasu do czasu.
Jest wyjątkowo pięknej urody psem. Godzinami patrzę na niego i staram się celebrować te chwile w obawie, że mógłbym coś utracić. Kiedy moja dłoń spoczywa na jego głowie, zamyka oczy, wzdycha głęboko i zapada w drzemkę.
Forest słuchający
Kończy się listopad. Jesień w tym roku nie dopisała. Jest ponuro i krótko mówiąc brzydko. W dodatku od wielu już tygodni wieją wiatry. Dawno nie było takiej wietrznej aury.W powietrzu unosi się jeden wielki pomruk.
Zbliża się połowa grudnia. Jest niedziela 13-ego. To było tak dawno.
Zima. Ostry mróz -7.
Odbyłem ostatnią rozmowę z lekarzem Foresta. Niestety, poddaje się. Jak twierdzi, wyczerpał wszystkie swoje możliwości. Nie potrafi psu pomóc. Mówi, że Forest jest zdrowy ale pozostał nawyk lizania łapy a z takim zachowaniem trudno postępować.
Przez przypadek rozmawiałem z innym lekarzem. Twierdzi, że tylko kołnierz może zagoić rany. Będę myślał ale na razie jakoś trudno mi jest wyobrazić sobie Foresta z kołnierzem.
Zbliżają się Święta. Zima w rozkwicie. W nocy -23 stopnie i wiatr. Forest taką pogodę znosi dzielnie. Myślę, że jest nawet bardzo zadowolony.
Nauczył się wskazywać mi drogę, dokąd mamy iść. Podbiega do mnie a następnie pędzi w jakimś kierunku pokazując mi, że mam podążać za nim.
Nadszedł nowy rok -2010 – ciekawe co nam przyniesie ? To już 55 lat. Jestem na zakręcie.
Połowa stycznia 2010. Ostatnie dni to myśli o chorobie Foresta. Dostałem bardzo interesującą książkę „Pies, który kochał zbyt mocno” Autor książki, profesor weterynarii na uniwersytecie Tufta w Ameryce opisuje swoje doświadczenia z dziedziny trudnych zachowań. Jest tam również rozdział opisujący przypadek Foresta-zalizać problem. Choroba jest raczej nie do wyleczenia. Można długo zastanawiać się nad przyczynami takiego zachowania ale to nie wnosi w całą sytuację nic nowego.
Najprawdopodobniej choroba pochodzi z dzieciństwa i jest typowym neurologicznym przypadkiem.
Ilość endorfin jest powodem lizania łap. Można stosować leki powodujące wychwyt zwrotny serotoniny,powodujace zwiększenie ilości endorfin ale o całkowitym powodzeniu terapii nie ma mowy.
Muszę przyzwyczaić się do tej sytuacji i nauczyć się z nią żyć. Nie mogę pomóc Forestowi. Przykro mi.
Zima dalej w rozkwicie i prawdę mówiąc jest bardzo ciężko. Co zrobić aby polubić ten stan rzeczy.
Zima – pora Forest
Forest pilnuje
Nie pisałem długo. Zima wciąż dawała mi się we znaki. Bez przerwy śnieg i mróz. Zarówno ja i Forest zmęczeni byliśmy już tą sytuacją.
Ciągłe kłopoty z opałem czy też z jego brakiem.
Zbliża się koniec kwietnia. Zima odeszła ale wiosna nas nie rozpieszcza. Chłodno, deszczowo powiedziałbym jesiennie.
Od końca lutego tj. od 20, podaję Forestowi leki. Być może mój zupełnie przypadkowy kontakt z lekarką z Warszawy okaże się czymś wyjątkowym. Po dwóch miesiącach podawania leków zauważyłem, że rany zaczęły się zmniejszać. Łapa odnowiła się i narasta właściwy naskórek. Pojawiło się światełko.
Przed domem zamieszkał jeż. Wczoraj Forest próbował się z nim zaprzyjaźnić. Nie było to jednak możliwe gdyż każda próba kontaktu, kończyła się cichutkim popiskiwaniem z powodu ostrych kolców.
Maj nie rozpieszcza nas swoją urodą. Jest chłodno i bardzo deszczowo. Wyhodowałem piękne pstrągi. Ślicznie ubarwione i duże-50 cm. Forestowi nadal łapa się poprawia.
Jest początek czerwca a deszcze nieustannie padają. Ziemia nie wchłania już wody. Wszędzie wilgoć. Bardzo ponura aura. Łapa nadal się poprawia.
Czerwiec podobnie jak i maj nie zachwycił pogodą. Nadal jest bardzo wilgotno, mało słońca. Jedynym pocieszeniem jest wzrastające ocieplenie.
Łapa nadal się poprawia.
Przyszły upały. Wreszcie można wymazać z pamięci obrazy zimowe. Pogoda daje się we znaki Forestowi. Śpi całymi dniami a nawet w nocy jest przygnębiony bo temperatura nie spada poniżej 20 stopni. Łapa nadal się goi. Jednak druga rana jest tylko częściowo zaleczona ponieważ Forest liże ją od czasu do czasu. Być może z powodu tych właśnie upałów. Pojawiła się jeszcze jedna niedobra wiadomość dla Foresta. Na jego karku pomiędzy łopatkami, powstało coś o charakterze małego guzka. Mam nadzieję, że to jakaś normalna i banalna sytuacja. Taką mam nadzieję.
To trochę dziwna sytuacja. Dzisiaj guzek przeistoczył się w coś, w rodzaju pęcherzyka z jakimś płynem. Zrównał się prawie z ciałem i ledwie był wyczuwalny. Muszę to skonsultować z lekarzem.
Nadal jest upalnie. Forest dużo drzemie. Czasami chodzimy na krótki spacer a właściwie człapiemy. W drodze powrotnej zawsze wchodzi do rzeki. Lubię patrzeć na niego jak pije wodę.
30 stopni w cieniu
Trochę chłodniej. Wieczory i ranki nawet zimne ale dni bardzo ciepłe. Leki podajemy dalej ale po konsultacji zmniejszamy dawkę. Łapa dalej się poprawia.
Dzisiaj rano byłem zajęty i Forest jak zwykle sam wybrał się na spacer. Kiedy poszedłem za nim, zauważyłem jak siedział na drodze przy garażu. Kompletnie mnie zignorował i nie chciał do mnie przyjść. Dopiero później zrozumiałem, że czekał na mnie bo ze spaceru zawsze wracamy drogą przez las. Jest bardzo upartym psem i ciągle mu się wydaje, że wie lepiej.
Początek września nie jest zbyt optymistyczny. Jest chłodno. Deszczowo. Lato odeszło. Forest dalej zażywa leki ale dawka została zmniejszona. Łapa dalej się poprawia. Guzek na karku zmienia swoje oblicze ale kompletnie nie wiem od czego to zależy. Obserwujemy.
Musiałem wyjechać do Świdnika na kilka dni. Po powrocie Forest oszalał na mój widok. Spał w domu i nagle chciał wybiec na dwór. Na podłodze z paneli było to bardzo trudne. Najpierw zaczął się ślizgać a potem albo się uderzył albo nadwyrężył staw biodrowy. Wył strasznie przez dobre 10 sekund. Od tamtej pory trochę kuleje. Martwię się. Mam wrażenie, że Kłapciuch zaczyna pomału odczuwać nieuchronną starość.
Zimno. Wreszcie Forest doczekał się swojej aury. Przychodzi jednak do domu troszkę się ogrzać. Większość czasu spędza na dworze. Wygrzewa się jeszcze w jesiennym słońcu. Zapowiadają wczesną zimę.
Zbliża się początek listopada. Na szczęście pogoda dopisuje. Dni są słoneczne i ciepłe ale noce zimne. Zauważyłem, że Forest ma kłopoty ze wstawaniem. Czasami kuleje i dopiero jak się rozrusza to wszystko wraca do normy. Widzę, że dopadają go różne dolegliwości. Łapa jeszcze się nie zagoiła. Guzek na karku lekko się powiększył a dzisiaj zauważyłem, że na tylnej łapie ma dosyć dużą ranę. Przyjrzałem się dokładniej i jest to typowa rana uczuleniowa. To chyba moja wina bo dałem mu za dużo mleka. Tak jakoś wyszło. Psina się zmienia. Nie szaleje tak. Jest spokojny. Na spacerach człapie leniwie. No cóż, wszyscy odczuwamy upływ czasu.
Kiedy wygrzewa się w resztkach słońca, czasami unosi głowę i z wielkim zakłopotaniem i jednocześnie ciekawością obserwuje moje poczynania. Dopiero teraz zauważyłem, że kiedy słucha uszy ma uniesione niesymetrycznie. Wygląda jakby wpadał w wielkie zakłopotanie.
Rozpoczął się listopad. Dzisiaj dzień pełen refleksji, wspomnień. Piękny dzień, słoneczny i ciepły. Wieczorem pojawiły się chmury. Forest zapadł w drzemkę a to oznacza, że być może spadnie deszcz. Kiedy przed spaniem zapalam ostatniego papierosa siedząc na progu przed domem, Forest przychodzi do mnie, wtula głowę w moje nogi i oczekuje głaskania.
Przypomina mi się jeszcze jego spojrzenie tak bardzo charakterystyczne, w sytuacjach kiedy próbuje coś wymusić. Dzieje się to zwykle na spacerach. Forest ma swoje ulubione miejsca, w których się zatrzymuje. Nie wiem dlaczego to robi. Kiedy chce się zatrzymać i położyć, patrzy się na mnie niepewnie i czeka na reakcję. Tego spojrzenia nie sposób zapomnieć.
Spojrzenie
Forest ziewa